Milczenie Boga było zawsze doświadczeniem człowieka żyjącego wiarą. Ostatnia książka o milczeniu Boga w życiu matki Teresy, wzbudza refleksję papieża Benedykta XVI. O. Antonio Furioli czerpiąc również z przykładu Komboniego, analizuje to doświadczenie jako istotny czynnik życia apostolskiego.
O. Antonio Furioli m.c.c.j

Wstęp

Światłość wypełnia życie każdej istoty żyjącej, pozwalając jej na zrozumienie samej siebie i drugiego człowieka jako istoty współistniejącej, wolnej, świadomej, zdolnej do relacji międzyludzkich, itd… Światłość jest synonimem świadomości, jedności, zaufania, poufałości, skromności, itd…, natomiast ciemność jest odpowiednikiem tajemnicy, odosobnienia, strachu, nieświadomości, itd… .

Hades z greckiego, Piekło z listu do Rzymian, Walhalla z mitologii Wikingów lub innych ludów skandynawskich, Schéol z hebrajskiego, albo Piekło chrześcijańskie są miejscami nieprzeniknionymi i wiecznych ciemności. To w tym miejscu lodowata i wieczna samotność izoluje, oddziela istotę żyjącą na zawsze w swoim skrajnym ubóstwie, gdzie nie mijają się spojrzenia, jak w zdjęciu migawkowym, skradziona chwila z życia człowieka, albo moment ruchu rzęs uchwycony na błonie kliszy. Jest to miejsce nieodwracalnej samotności, albo wiecznej niezdolności do nawiązania więzi, jedności i solidarności.

Również  w Bibli możemy odnaleźć bardzo ważne świadectwa: « Siedzieli w ciemnościach i mroku, uwięzieni nędzą i żelazem » (Ps. 107,10), szczególnie w doświadczeniu ciemności rozdzierającej Hioba, pierwszego pre-chrześcijańskiego mistyka: « … nim pójdę, by nigdy nie wrócić, do kraju pełnego ciemności, do ziemi czarnej jak noc, do cienia chaosu i śmierci, gdzie świecą jedynie mroki » (Hi. 10,21-22), albo jeszcze wielkich ludzi modlitwy Izraela: «Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy: domownikami moimi stały się ciemności » (Ps.88,19).

Światłość i ciemność w przenośni

«Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy » (Rdz. 1,3-5). Noc jest rzeczywistością nieznaną i całkowicie obcą dla Hexamérona[1]. Ciemności i noc nie zostały stworzone przez Boga ani nie były pożądane przez Niego, ponieważ są one symbolem zła. Nie są więc stworzeniami boskimi i nie uczestniczą w Jego doskonałości. « Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch unosił się nad wodami » (Rdz. 1,1-2), tutaj ciemności i przepaść są dwiema rzeczywistościami negatywnymi, które jednocześnie się przyciągają i odpychają. Według opisu Biblii noc i ciemności wydają się istnieć przed twórczą akcją Boga. Są one symbolem prymitywnego chaosu, który panował nad harmonijnym porządkiem, i który jest przeciwieństwem promieniującej Światłości asygnującej istotom miejsce dane im przez ich Stwórcę. Noc i ciemności symbolizują to co nie istnieje, nicość, « oddzieloną » od wszystkiego, niezdolną do wydobycia naturalnego ciepła Życia[2], bijącego w pełni od swojego jedynego źródła jakim jest Bóg. Ciemności są symbolem negatywnym: nieporządku, nieładu, wszystkiego co jest bezpostaciowe i nieokreślone, bezkształtnej grudki niepożądanej przez najwyższego Stwórcę, wspaniałomyślnego Stworzyciela kosmosu. Ciemność ukazuje ideę spisku zawiązanego przeciw wszystkiemu co jest niewinne i bezbronne, symbolizuje zmowę milczenia, która wychodzi poza całkowitą niezdolność do nawiązania więzi. Poranek i wieczór odgraniczają i zawierają kolejne następstwa nieprzerwanych aktów Tworzenia: «I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy. » (Rdz. 1,5); oznaczają harmonijny postęp i wspaniałomyślność dzieła Bożego. Kiedy noc się już kończy i zasypia, poranek budzi się i zaczyna swoją ciężką pracę. Noc jest nietylko rzeczywistą potęgą ciemności, ale jest również zupełnie niezdolna do stawiania jej znaczącego i trwałego uporu. Noc pustosząca i panująca, tak jak nam ją przedstawia św. Jan (Jn. 1, 4-9) pojawia się w momencie upadku i wtedy daje początek coraz bardziej osaczonemu człowiekowi. Jest to ciągły i niekończący się stan trwający aż do naszych dni. JWHW jest KYRIOS(em) poranka, bezsprzeczną domeną czystego i przezroczystego światła « Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka,…» (Jn. 1,9), podczas gdy Szatan jest księciem ciemności i wszystkiego co jest dobrowolnie utajnione, ukryte w tajemniczej zazdrości. Szatan w swojej naturze jest niezdolnym do komunii. « Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? » (2 Kor. 6,14), pyta się z oburzeniem nieznudzony poszukiwacz sensu, wielki ekspert Świętych Tekstów, Paweł z Tarsu, uczeń Gamaliela[3] sławnego scholar(a) (uczony w Prawie) Thory.

Noc nie jest tylko bierną nieobecnością światła. Psychiatrzy doskonale wiedzą że każda forma «bierności» nawet tej mniemanej, pobudza zagłuszony ale aktywny opór do komunikowania. Ciemność o której mówi się w tym kontekście, jest rozpaczliwą ucieczką wewnątrz siebie samej, porównywalną do labiryntu nie do przejścia, niezdolną by umknąć i ukryć się przed światłem, przykrywającą się winnym mrokiem manifestując demoniczną postawę, zupełnie świadomą swojej negacji czy też całkowitej odmowy otwarcia się i odsłonięcia zazdrośnie ukrywanej tajemnicy.

Na Ostatniej Wieczerzy, wysoka czy też górna sala ( Mk. 14,15 ; Lc. 22,12), gdzie Pan Jezus ustanowił Eucharystię, była wypełniona światłem. W tych dokładnie okolicznościach Szatan opętał Judasza (Łk. 22,3) i od tego momentu Judasz nie mógł ani chwili dłużej pozostać zanurzonym w owej promieniującej światłości: «…zaraz wyszedł. A była noc » (Jn. 13, 30). Gęste ciemności tamtej nocy wzięły w zachłanne posiadanie Judasza nigdy go nie uwalniając, stając się równocześnie wspólnikami strasznej tajemnicy zdrady Syna Człowieczego (Łk.22,6-48).

Również zdrada Piotra nadchodzi w samym sercu nocy (Jn. 18,17.25-27), jak gdyby głębokie ciemności były schronieniem tej przewrotnej i zepsutej rzeczywistości. «,…lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności » (Łk. 22,53). I Jezus przestrzega nas przed historycznie nieodwracalnym faktem, którego jesteśmy bezsilnymi świadkami na co dzień[4]: «…Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości » (Łk. 16,8). « a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła ». (Jn.1,5). « Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. » (Jn. 12,46). Jeżeli z jednej strony to nas martwi, gdyż czujemy się współwinnymi zadawanego bólu, to z drugiej strony Św. Paweł zwraca nam zagubioną nadzieję, zapewniając nas, że my również zostaliśmy oświeceni przez Chrystusa, aż do całkowitej przemiany z ciemności na światłość: « Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności. » (1 Tes 5,5) ponieważ Bóg « …zamieszkuje światłość niedostępną… » (1 Tm. 6,16).  

Głęboki sens nocy duchowej

Życie mistyczne dla obserwatora zewnętrznego może wywołać ideę szczęśliwej wyspy, rodzaj „Raju na ziemi”, gdzie wierzący, całkowicie usatysfakcjonowany z otrzymanych łask, nie musi nic innego robić, jak tylko je przyjmować ze skromnym i wdzięcznym sercem, pozwalając się przez nie prowadzić aż do całkowitej jedności z Bogiem. Ale takie rozumienie „życia mistycznego” nie odpowiadałoby prawdzie, czyli dawałoby mylne pojęcie. Aby się o tym przekonać, wystarczy wsłuchać się w naukę mistyków-doktorów Kościoła. Radość, którą Bóg ich obdarzył, była tylko małą namiastką radości wiecznej, która stanie się pocieszającą rzeczywistością w eschatologii końcowej, ale przed tym mistycy musieli doświadczyć bolesnych i trudnych oczyszczeń[5]. Bez wcześniejszych surowych i trudnych ascez, życie mistyczne może być tylko czystą iluzją osiągnięcia go. Jednocześnie życie staje się coraz bardziej surowe i wzrasta umartwianie naszych nieuporządkowanych pragnień, a łaski Boże stają się coraz ważniejsze. Owe łaski mają własną, nieomylną tożsamość: ranią serce jak najbardziej surowe nagany których się nigdy nie zapomina. Tym, którzy przywiązują się do ziemskich przyjemności, Bóg odmówi swoich radości, które są najczystsze i najwyższe, ale jeśli wierzący będzie wierny, Bóg go ukształtuje w swojej intymności.

W Ewangelii, Jezus przestrzega uczniów wszechczasów przed złudzeniami łatwymi lecz oszukańczymi: «…, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć Królestwa Niebieskiego » (Jn. 3,3). Niezbędnym warunkiem odrodzenia się, jest wcześniejsze obumarcie w sobie samym: « Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity » (Jn. 12,24-25). Obumrzeć w samym sobie, by odrodzić się w Bogu, jest przejściem obowiązkowym bez wyjątków dla wszystkich chrześcijan. Mistycy są od tego zwolnieni, gdyż samo życie mistyczne jest bardzo szczególną formą jedności z Bogiem, której nie można osiągnąć bez ciągłego ogałacania się wewnętrznego[6]. Co więcej, mistycy bardziej niż inni wierzący są wystawieni na próbę twardych wymagań ascezy ewangelickiej: « Aby osiągnąć tę jedność z Bogiem, dusza musi koniecznie przejść przez tę ciemną noc, to znaczy poprzez umartwianie się i zrzeczenie się wszelkiej przyjemności, ponieważ wszystkie przywiązania i przyjemności karmiące istotę ludzką są dla Boga niczym innym jak ciemnością. Dopóki dusza jest przepełniona, nie będzie mogła być oświecona i wypełniona przejrzystą światłością Bożą. Czyli musi się najpierw wyzwolić, gdyż światłość nie może zamieszkiwać z ciemnościami »[7]. Wierzący będzie zmuszony postępować według ubóstwa i nagości duchowej, która polega na szczerym pragnieniu pójścia do Boga wolnego od wszelkich wygód wewnętrznych lub zewnętrznych[8]. Im bardziej ktoś potrafi ogołocić samego siebie, tym bardziej wzrośnie w nim pragnienie poznania tajemnicy Boga, która daje duszy czystą świadomość duchową wypełnioną szczęściem i miłością[9]. Serce bijące miłością bez wytchnienia, rozpiera się; Pan chyli się nad ukochanym uczniem i wyjawia mu w nieznanej aż do tej chwili intymności: « Moja noc nie zna ciemności, wypełniona jest światłem »[10]. Ta głęboka intymność z Nim, będzie mu dawać siłę i odwagę, by udźwignąć najcięższe próby i przeciwstawić się im z niezwykłą odwagą. Doświadczenie nieodpartego poczucia obecności Boga jest znakiem początku życia mistycznego. Warto przypomnieć jednak, iż łaska Boża bez naszej współpracy nigdzie nas nie doprowadzi. Rzeczywiście, na poszczególne łaski Boże, należy odpowiedzieć z równie wielką hojnością. 

Wierni „szkole mistyków” postaramy się zrozumieć na czym polega życie mistyczne i wyszczególnić niezbędne cechy, wymagane od tych, którzy chcą kroczyć aż do końca tą trudną drogą prowadzącą do jedności z Bogiem.

Dla Św. Jana od Krzyża życie mistyczne ma podwójny charakter doktrynalny, który możemy rozróżnić w następujący sposób:

  1. aspekt etyczno-moralny, który przypomina wierzącym o potrzebie stawania się coraz bardziej godnymi Boga (Kpł.11,44). Do tego poziomu, wierzący doświadcza powagę swoich grzechów, ponieważ nie podobają się one Bogu i to stanowi dla niego wewnętrzną agonię[11]. Kocha Boga do takiego stopnia, że chętnie oddałby życie dla jednego Jego spojrzenia, mimo świadomości że i tak nie mógłby go otrzymać (Wj. 33,20).
  2. aspekt ascetyczno-duchowy, który podkreśla niezgodność miłości Boga z miłością samego siebie[12]. Ta doktryna uwydatnia więź między oczyszczeniem i kontemplacją mistyczną. Nie możemy koncentrować się jedynie na tym, czego Bóg oczekuje od nas grzeszników, ale przede wszystkim na wtajemniczeniu do życia, które On zachowuje dla swoich przyjaciół (Jn. 15,15). Bóg nie może ich przyciągać skutecznie do Siebie, jak tylko czyniąc ich zawsze godniejszymi Niego, to znaczy « capax Dei »[13].Wielkim złudzeniem byłoby sprzeniewierzenie się tej logice, albo marzenie o łatwiejszym sposobie, który mógłby zastąpić to powolne i kosztowne nawrócenie natury ludzkiej. Faktycznie, na koniec tylko ci « czystego serca » (Mt. 5,8) będą mogli wpatrywać się w jaśniejącą i kochającą twarz Boga: « Moje serce rozpalone: chcę zobaczyć mojego Pana »[14] (Ps.11,7; 17,15). Asceza wyznawana przez tę doktrynę jest bardzo wymagająca, ale radość wewnętrzna, którą przekazuje, jest przedsmakiem tej niewypowiedzianej radości bycia z Bogiem, którą cieszyć się będziemy w dniu ostatecznym, w chwili pojawienia się Pana « I odtąd już nocy nie będzie. A nie potrzeba im lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków » (Ap. 22,5); On ukaże nam pełność swych darów, a my będziemy kontemplować Go takiego jakim naprawdę jest: « w Twej światłości oglądamy światłość » (Ps.36,10).

Podczas okresu biernego oczyszczenia, wierzący doświadcza od czasu do czasu trwogę śmierci, która zapowiada trudny a zarazem oczyszczający charakter nocy duchowej. Dla wierzących, którzy nie są powołani do tego wyższego poziomu zażyłości z Bogiem, noc oczyszczenia będzie krótka ale zarazem częstsza[15]; zaś dla tych, których Bóg wzywa do wyższych poziomów jedności z Nim i którzy otrzymali łaskę, by odpowiedzieć na to wezwanie bez wahania i z hojnością, noc duchowa będzie długa i przerażająca: « Dusza moja pożąda Ciebie w nocy » ( Iz. 26, 9 ). Już od początku życia mistycznego, Bóg wymaga od wierzącego bezwarunkowego daru samego siebie. Ważnym jest, aby nie odmówić Panu Bogu tej przecież najmniejszej ofiary. W tych charakterystykach spotykają się tajemnica radości i bólu, naznaczających życie wierzącego chrześcijanina.

Obiektywizm nocy duchowej

Noc zmysłów i noc duchowa, stanowią podwójną rolę biernego oczyszczenia. Noc zmysłów jest tylko pierwszym etapem na drodze wiary, który wierzący musi podjąć, aby dotrzeć do przemieniającej jedności z Bogiem. Oczyszczenie ze zmysłowych pragnień już jest wielką łaską. Ale dopóki wierzący nie jest oczyszczony przez ten ogień boski, który niszczy i sam jest niezniszczalny (Wj. 33,20), ten będzie niegodny by zbliżyć się do Boga. Taki bolesny etap biernego oczyszczenia ma na celu powolną i stopniową przemianę wierzącego. Paradoksalnie instrumentem, którym Bóg posługuje się do oczyszczenia wierzącego, jest ta sama kontemplacja, której on sam pragnie z całych swoich sił. Ostateczny cel jego aspiracji staje się również okrutnym instrumentem jego najgłębszych cierpień: « Ja nie chciałbym, a raczej, nie chcę mówić o tym pogrążaniu, pełnym dobra, chwały i tak delikatnej miłości Boga dla  duszy, ponieważ wiem doskonale, że tego nie potrafię robić, a nawet gdybym mówił, moje słowa nie  wyrażałyby tego, czym to w gruncie rzeczy jest. Chodzi o dążenie duszy ku Bogu poprzez przebudzenie wzniosłej znajomości Bóstwa. Duch Święty również dąży do tego z tą samą proporcją inteligencji i znajomości Boga. I tutaj, Bóg absorbuje ją całkowicie w Duchu Świętym, i czyni ją zakochaną z najwyższą doskonałością i delikatnością w odpowiedzi na to, co ona widziała w Nim samym. Ponieważ, to pogrążanie jest pełne miłości i chwały, Duch Święty wypełnia tą duszę miłością i chwałą, czyniąc ją rozkochaną w sobie, więcej niż możnaby było wyrazić czy też czuć w tym samym czasie, zanurzając ją w głębokości Bożej »[16].

Ciągłe pragnienie, żarliwość wewnętrzna by żyć w komunii z Bogiem, są  tak wymagające dla delikatnej budowy wewnętrznej wierzącego, że na początku wszystko to jest powodem  ciężkiego cierpienia. « Pan ogałaca je z wszelkich umiejętności, przywiązań i uczuć, tych duchowych jak również wrażliwych, wewnętrznych i zewnętrznych. Zostawia w ciemnościach inteligencję, wola staje się jałowa a pamięć pusta. Przywiązania duszy zmieniają się w zmartwienia, w gorycz i niepokój; dusza jest pozbawiona uczuć i smaku dóbr duchowych, których zaznawała przedtem. To pozbawienie jednak jest jednym z warunków niezbędnych do tego, by forma duchowa duszy którą jest jedność miłości, wprowadziła się do niej i połączyła z nią. W ten sposób Pan działa w niej, poprzez czystą a zarazem ciemną kontemplację »[17]. Ból, którego wierzący doświadcza, jest tak bardzo silny, że odnosi on wrażenie jakby miał Boga przeciw sobie, i on sam zwraca się przeciw Bogu. Wierzącemu wydaje się ostatecznie, że Bóg go opuścił: „…, i nie znać było Twych śladów” (Ps. 77,20); to uczucie jest tak bolesne i straszne, że chce się krzyczeć ze wściekłością «….Dlaczego na cel mnie wziąłeś? Mam być ciężarem Najwyższemu? » (Hi. 7,20). « Kiedy Chrystus wzywa człowieka, żąda od niego śmierci », pisał Dietrich Bonhoeffer[18] w sercu konfliktu światowego. Cierpienie ma na celu wzmocnić wewnętrznie wierzącego, pozwalając mu doświadczyć jego kruchości wewnętrznej w taki sposób, by już nigdy nie mógł się złamać w chwilach próby. Zmysły i zdolności  duszy są unicestwione, zdruzgotane do takiego stopnia, iż powodują tak bardzo silny ból, że gdyby wierzący miał wybór, wolałby śmierć od tego powolnego i ciągłego konania: « Moja dusza wybrała uduszenie, a śmierć – moje członki » (Hi.7,15). Nikt nie mógłby wytrzymać takiej agonii, gdyby nie był wzmocniony szczególną łaską. Ta łaska jest owocem jedności z Bogiem.

Wszystkie dokonane aż do tej pory czyny wierzącego, niespodziewanie wydają się pozbawione wszelkiej wartości, i zanikają w nicości. Całe jego dotychczasowe postępowanie, podpierane przez wszystko to co zamieszkiwało szczęśliwie jego pamięć, wyobraźnię, postrzeganie dotyczące zmysłów, zdolności relacji, itd…,wszystko to przepada w jednej chwili, tworząc nieskończoną przepaść ubóstwa i niedoli, otwierającą się pod jego stopami. Inteligencja nie dostrzega niczego poza niepewność i nędzę wewnętrzną, gdyż Bóg oczyszcza wrażliwość wierzącego poprzez taką właśnie jałowość. Ludzka umiejętność pozbawiania się zdolności zmysłowych i operatywnych, miota się w całkowitej ciemności. To niewypowiedziana tortura pełna wątpliwości, strachów i niepokoju. Bóg tak oczyszcza wierzącego, kładąc kres, anulując, paląc wszystkie wartości składające się na jego rzeczywistość wrażliwą i uczuciową. To oczyszczenie ma swój podwójny cel :

1-     uwolnienie intelektu ze wszystkich czysto ludzkich pragnień i wartości, aby je oswoić z wartościowymi metodami, osądami i kryteriami Boga.

2-     oczyszczenie, które uzdrawia rany wynikające z dumy i czyni serce czyste i zdolne do szczerych intencji.

Droga ta jest długa i trudna ale należy odpowiadać na te oczyszczenia ze szlachetnością i stałością, bez buntu i jakiejkolwiek odmowy Bogu: Musimy zaakceptować to surowe działanie boże w naszym wnętrzu. Nieliczni są ci, którzy potrafią wytrwać aż do końca[19]. Ale tam, gdzie człowiek zbłądził, Bóg interweniuje by pomóc. Jedyne czego Bóg oczekuje od wierzącego to całkowite i ślepe oddanie się Jemu, i zaufanie, powtarzając za Hiobem: « Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam, i dróg moich przed Nim chcę bronić. » (Hi. 13,15 Wulgata), albo za bardzo aktualną księgą modlitw ludu izraelskiego, w której czytamy: « Ufaj Panu, bądź mężny, niech się twe serce umocni, ufaj Panu! » (Ps. 27,14).

To powolne i bolesne oczyszczenie jest dziełem Bożym, więc nie może być interpretowane jako zamierzona niedbałość lub obojętność wierzącego, wynikająca z braku żarliwości albo innego braku. Na początku tej przemiany, wierzący jej nie rozumie i nie odczuwa swoich dobrodziejstw. Przyzwyczajony do uciech zmysłowych będzie ich poszukiwać i nie znajdując żadnej, poczuje zagubienie, pustkę i wstręt; ale jeśli wytrwa odważnie, bardzo szybko zacznie kosztować radości nigdy dotąd niedoznanych[20]. Jedyną skuteczną podporą w tym przykrym doświadczeniu jest pokrzepiająca i uspokajająca obecność wiary: « Bóg jest ciemnością dla naszej inteligencji. Wiara jest jedynym środkiem dzięki któremu Bóg objawia się duszy w świetle boskim, które przewyższa całą inteligencję. I dlatego, im więcej dusza posiada wiary, tym bardziej jest zjednoczona z Bogiem ». „(…)Przystępujący bowiem do Boga, musi uwierzyć, że Bóg jest…”(Hbr. 11,6), to oznacza, że niezbędnym jest pójście ku Niemu w wierze. Intelekt musi pozostać w ciemnościach, pozwalając prowadzić się tylko przez wiarę, ponieważ przez ciemności Bóg komunikuje i w niej się ukrywa »[21].

Ciemności mistycznego wyjałowienia nie są żadną przeszkodą, przeciwnie są pomocą i umacniają Boże działanie w sercu wierzącego. Żarliwość i pragnienie służby Bogu, takie jak On na to zasługuje, są tak silne, że wierzący odwraca się od siebie samego, czując się niezdolnym do realizacji własnych pragnień, nawet tych szczerych. Nie odczuwa żadnej formy szacunku do samego siebie i nie poszukuje więcej zgodności innych ludzi, ponieważ nie jest już zabsorbowany opinią i zaakceptowaniem innych tak jak wcześniej. Wierzący odda się Jezusowi Chrystusowi i nie zda się na nic więcej, aniżeli Jego wolę; nie zaspokoi żadnej innej ambicji jak tylko tej, aby się z Nim złączyć na śmierć i życie.

Międzyczasie, wierzący doświadcza bolesnego uczucia, że Bóg robi wszystko, aby go upokorzyć, sprzeciwić się niemu i ukrzyżować go. Ta wewnętrzna tortura przewyższa wszystkie dotychczasowe cierpienia. Pełen emocji, wierzący rozumie prawdę Słowa Bożego, według którego nikt nie może oprzeć się gniewowi Boga. « Dokądże, Panie? Czy wiecznie będziesz się gniewał? Czy twoja zapalczywość będzie gorzeć jak ogień? » (Ps. 79,5 ); « Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie, któż się ostoi? » (Ps. 130,3; 2 Krn. 20,6; Rz. 9,19, ss; Ap. 6,17).

Dzień po dniu wierzący doświadcza z coraz większym cierpieniem swoje niezrealizowane pragnienie służby i miłości do Boga. Odpowiada na tą okrutną próbę oddając się z całkowitą miłością Bogu. Zanurzony w ciemnościach nocy, wierzący doświadcza rozdzierającego ognia biernego oczyszczenia, który go powoli pochłania jak niekończąca się agonia. Ale na koniec, w sposób całkiem nie do przewidzenia, wierzący zanurzony jeszcze w próbie i ciemności, znajduje się niespodziewanie otoczony, zniewolony, zamieszkiwany przez światłość Boga, podczas gdy jego wola była jeszcze wyschnięta, nieświadoma głębokiej łączności z Nim: «…, ciemności zmienię przed nimi w światło,… » (Iz. 42,16)[22]. Dzięki niezmiernej i każdego dnia większej miłości, duch synowski będzie w nim rosnąć do tego stopnia, aż pozwoli mu na stopniowe zrozumienie Boga: « Moje namiętności są pokonane; nic więcej we mnie nie pozostaje do oczyszczenia. Jest tylko śpiew żywej wody, która cicho szepcze we mnie mówiąc: « Chodź do Ojca »[23]. To bolesne konanie, ta śmierć mistyczna[24] są najpiękniejszym uwieńczeniem życia wierzącego.

Teresa ubogich: światło w ciemności

Gonxha Agnes Bojaxhiu ( Skopje 26 sierpień 1910- Kalkuta 5 wrzesień 1997) została w 1948 Teresą ubogich, z miłości dla ostatnich pomiędzy ostatnimi, dzieliła się z nimi ubóstwem, nie tylko materialnym ale także duchowym, do tego stopnia, by doświadczyć strasznej ciemności i samotności wewnętrznej. W dialogu - modlitwie z Jezusem Chrystusem, Matka Teresa słyszy te słowa:« Jesteś osobą najbardziej niezdolną, słabą i grzeszną, i właśnie dlatego chcę posłużyć się tobą dla mojej chwały. Czy możesz mi tego odmówić? »[25]. Matka Teresa identyfikowała się z najbiedniejszymi do tego stopnia, że odczuwała i żyła ich poczuciem bycia osobami niekochanymi i niechcianymi. Wcielała ideał żywej wiary, która staje się całkowitą miłością w pokornej służbie ubogim, którym daje się to co najlepsze, ponieważ ubodzy są sakramentem Chrystusa cierpiącego, tzn. przedstawiają Go lepiej niż ktokolwiek inny: « Odczuwam straszną ciemność, jak gdyby wszystko było martwe we mnie. I tak już jest od początku mojej pracy. (…) jestem jak w tunelu (…) szepczę modlitwy mojej wspólnoty i staram się wyciągnąć z każdego słowa słodycz jaką powinna umieć dać, ale moja modlitwa jedności z Bogiem już nie istnieje, przestałam się modlić ». Matka Teresa żyła aż do skrajności miłością do Chrystusa i dla biednych bez szczególnej podpory, czułej wiary w Bogu. « Ty mnie odepchnąłeś, odrzuciłeś mnie, niechcianą i niekochaną. Wołam, krzyczę, pragnę, ale nikt nie odpowiada. Nikt, nikt. Sama…, Gdzie jest moja wiara? A nawet tutaj w głębokości, nic poza pustką i ciemnością. Mój Boże, jak bardzo mnie boli to nieznane cierpienie …Dlaczego się męczę? Jeżeli nie ma żadnego Boga, to dusza także nie istnieje, a więc i Ty Jezusie nie jesteś prawdziwy… Nie mam żadnej Wiary. Żadnej Wiary, żadnej miłości, żadnej gorliwości. Zbawienie dusz mnie nie dotyczy, Niebo nic dla mnie nie znaczy…Nie mam niczego, nawet rzeczywistej obecności Bożej »[26] Jak Matka Teresa mogła połączyć ciemność wiary[27] z jej niewyczerpanym oddaniem się innym? Odpowiedź wynika spontanicznie z jej życia: by powołać do życia wielkie dzieło Kościoła, ponieważ nie widzi światła bez wcześniejszej wielkiej zapłaty składającej się z cierpień. Pisząc do sióstr z własnego zgromadzenia, aby im przekazać reguły pomagające im w miłosiernym apostolacie, Matka Teresa ubogich interpretuje cierpienie jako istotny element naszej wiary i planu zbawienia uniwersalnego Boga dla ludzkości: «(…) bez cierpienia, nasza praca byłaby tylko pracą społeczną, dobrą i użyteczną, ale nie byłaby dziełem Jezusa Chrystusa, ani częścią zbawienia. Jezus chciał nam pomóc, dzieląc się z nami swoim życiem, samotnością, konaniem i samą śmiercią ».

Benedykt XVI podczas ostatniego czuwania modlitewnego („Agora”) dla młodych na równinie Montorso, niedaleko Loreto, (od 1 do 2 września 2007) właśnie o tym mówił: « My wszyscy, nawet jeśli wierzący, znamy milczenie Boga. Jakiś czas temu, została opublikowana książka[28] zawierająca duchowe doświadczenia Matki Teresy, to co głosiliśmy i o czym wiedzieliśmy, staje się jeszcze bardziej oczywistym: z całym swoim miłosierdziem i siłą wiary, i w wielkim cierpieniu Matka Teresa przeżywała milczenie Boga »[29]. Sposób, w jaki Papież komentuje doświadczenie milczenia Boga w życiu Matki Teresy prowadzi nas prosto do istoty sprawy, Bóg który milczy to « Bóg , który się skrywa »[30]. « Milczenie i próżnia są tak wielkie, że patrzę ale nic nie widzę, słucham ale nic nie słyszę»[31]. Chodzi tutaj o obecność-nieobecność Boga, który bez wątpienia żyje w duszy, mimo że ona tego nie doświadcza. Jest to równoznaczne z wewnętrznym męczeństwem dla tego, który nie « czuje » Boga i doświadcza strasznej pustki: « (…) kiedy próbuje wznieść moje myśli do nieba, pustka jest tak druzgocąca, że owe myśli wracają jak sztylety i ranią moją duszę. Mówią mi, że Bóg mnie kocha. A jednak rzeczywistość ciemności, chłodu, pustki są tak wielkie, że nic nie dociera do mojej duszy. Czyż popełniłem błąd odpowiadając tak na oślep na jego wołanie?»[32].

W przygotowywaniu do trzeciego tysiąclecia chrześcijańskiego już Jan Paweł II dotknął tematu ciemnej nocy, próby wiary: « (…),może nam służyć dużą pomocą spadek po „przeżytej teologii” Świętych. Oni dają nam cenne wskazówki, które dzięki szczególnemu oświeceniu otrzymanemu od Ducha Świętego, lub przeżytemu doświadczeniu tej ciężkiej próby, nazywanej przez tradycję mistyczną „ciemną nocą”, pozwalają nam łatwiej przyjąć intuicję wiary. Wiele razy Święci przeżyli coś bardzo podobnego do doświadczenia Jezusa na Krzyżu w tym paradoksalnym spotkaniu błogosławieństw i bólu. W „Dialogu boskiej Opatrzności” Bóg Ojciec ukazuje Świętej Katarzynie ze Sieny, jak w duszach świętych mogą być razem obecne radość i cierpienie: « Dusza czuje się szczęśliwą i cierpiącą: cierpiąca przez grzechy bliźniego, szczęśliwa z powodu jedności z Bogiem, i doświadczanej miłości. Oni naśladują Nieskazitelnego Baranka, Jedynego Syna Bożego, który na Krzyżu był szczęśliwy i cierpiący ». W taki sam sposób Teresa z Lisieux przeżywa swoją agonię w komunii z tą Jezusową, weryfikując w sobie samej paradoks Jezusa szczęśliwego i zatrwożonego: « Nasz Pan w Ogrodzie Oliwnym doznawał wszystkich radości Trójcy a mimo tego Jego agonia nie była mniej okrutna. To tajemnica ale zapewniam was, że wiem coś o tym, bo sama to przeżywam »[33]. Święci często doświadczali w duszy niepokoju Chrystusa na Krzyżu: « Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? » (Ps. 22). Matka Teresa była zjednoczona z Jezusem, dzięki wierze i miłości tak wielkiej, że pozwalały jej one dzielić się doświadczeniem z Jezusem w Gethsémani i na Krzyżu. To głębokie ciemności okresu pustki duchowej, rozpaczy wewnętrznej, braku zapału do modlitwy, doświadczenia oddalenia i nieobecności Boga: « Panie, Boże mój, dlaczego mnie opuściłeś? Byłam córką Twojej miłości, a teraz jestem znienawidzoną, tą którą odepchnąłeś, odrzuciłeś jako niekochaną i niechcianą. Wołam, krzyczę, pragnę, ale nikt nie odpowiada. Nikt, nikt. Sama… Gdzie jest moja wiara? A nawet tutaj w głębokości, nic poza pustką i ciemnością. Mój Boże, jak bardzo mnie boli to cierpienie nieznane… Nie mam wiary. Nie śmiem wyrazić słów i myśli, które wypełniają moje serce i zadają mi cierpienie niewypowiedzianej agonii »[34].

Teresa z miłości dla najbiedniejszych poświęciła świadomość i radość jedności z Bogiem, przeżywając na przemian okrutny ból tej straty z dążeniem jej duszy ku niewyczerpanemu pragnieniu Boga: « Jeżeli moja kara i moje cierpienie, moja ciemność i separacja z Tobą dają Ci choć kroplę pociechy, o mój Jezu, zrób ze mną to co chcesz…Odciśnij w mojej duszy i życiu cierpienie twego serca…Chcę doświadczyć twojego pragnienia każdą kroplą krwi, którą możesz znaleźć we mnie. Nie martw się szybkim powrotem: jestem gotowa, by czekać całą wieczność ». « Chcę kochać Jezusa jak nikt inny dotąd (…). Jeżeli kiedykolwiek stanę się świętą, to będę na pewno świętą ciemności. Kontynuując moją nieobecność w Raju, będę dawać światłość tym, którzy są w ciemnościach na ziemi. Chcę cierpieć całą wieczność jeżeli będzie to możliwe »[35]. Swoją solidarnością z najbiedniejszymi z biednych, zwłaszcza z Tym, który z bogacza, jakim był, stał się biednym z miłości dla nas (cf.2 Kor. 8,9). « Przybyłam by kochać ciemność, ponieważ wierzę, że jest ona niewielką częścią ciemności i cierpienia Jezusa na ziemi… Dzisiaj czuję głęboką radość, że Jezus nie może bardziej cierpieć poza swoją agonią, ale chce ją przeżywać poprzez moją osobę »

Noc apostolska

Dla Św. Jana od Krzyża i Św. Teresy od Jezusa « la Doctora y Maestra Mistica de la vida  espiritual »[36] życie mistyczne jest głównie życiem modlitwy. Musimy rozszerzyć nasze horyzonty pomimo wszystko, nie ujmując niczego nauczaniu Doktorów Kościoła, którzy są dla nas autorytetem, jeżeli nie chcemy zredukować wszystkiego do tak istotnej, zresztą jedynej typologii, dodając różnorodność doświadczeń mistycznych; poza faktem, iż w kierownictwie duchowym wiernych ryzykowałoby się narzuceniem takiej sztywności, która udaremniłaby, albo co najmniej byłaby przeszkodą w działaniu Boga, który jest jedynym autorem i wolnym dawcą wszystkich charyzmatów.

W Kościele nie ma życia mistycznego składającego się tylko z kontemplacji i modlitwy, ale jest również tzw. mistyka apostolska, jak ta św. Pawła z Tarsu, pierwszego ideologa misjologii i powolnej ale nieodwracalnej inkulturacji Kościoła (Dz.17, 22-28), czy też Bartelomeusza z Las Casas, Turybiusza z Mogrevejo, Vincenta de’ Paoli, Mari od Wcielenia, Pawła od Krzyża[37], Justyna de Jacobis, Daniela Komboniego, Karola de Foucauld,…i wielu innych jeszcze, którzy byli wielkimi mistykami, pomimo rozwoju duchowego nieporównywalnego z rozwojem klasycznym i zakodyfikowanym przez wielkich Doktorów i Mistyków z Karmelu[38].

W pierwszej połowie XVII wieku, Michał Wadding[39] po opisaniu biernego oczyszczenia kontemplacyjnych, podkreśla różnicę istniejącą między tym oczyszczeniem a ciężkimi próbami cierpienia doznanymi przez misjonarzy: «Wszyscy, których Bóg traktuje inaczej, doznają czasem cierpienia porzucenia pełnego rozpaczy; ale wspólnymi instrumentami oczyszczenia dla wszystkich są prześladowania, odraza, hańba, ciągłe zmęczenie podróżami, niebezpieczeństwa na ziemi i morzu[40], oszczerstwa, zazdrość, sprzeczności. I tę właśnie drogę pokonali Paweł, Atanazjusz, Tomasz, Bonaventura, Ignacy, Franciszek Xavier, itd… »[41]. Ta ostatnia refleksja misjonarza jezuity, irlandczyka z pochodzenia ale meksykańczyka przez adopcję, ma wielkie znaczenie, ponieważ według niego apostołowie poddawani są przez Boga próbie, różnymi sposobami, ale niemniej rzeczywistymi od tych, używanych dla oddających się wyłącznie modlitwie i kontemplacji. Aspekt najoryginalniejszy i najbardziej interesujący pogłębianych badań Michała Waddinga[42] znajduje się właśnie w interpretacji cierpień apostolskich, jako ekwiwalentu biernego oczyszczenia, by wprowadzać misjonarza do kontemplacji[43]. Ale posłuchajmy, co ma nam do powiedzenia ten sam autor: „ I knew several of these missionaries upon whom God bestowed the loftiest degree of infused contemplation, pouring out upon them in their wretched hovels the abundant harvest they had sown with such generosity throughout their scattered mission stations…[44]. Według M. Waddinga[45], misjonarze cieszą się z wielu łask mistycznych, które są zarówno ważną podporą w ich pracy jak i wynagrodzeniem. W służbie apostolskiej miłość Boga odznacza się tak czystym i intensywnym blaskiem, że może być porównywalna z kontemplacją największych mistyków Kościoła.

Przeciwności, z którymi misjonarze musieli się zmierzyć w głoszeniu  Ewangelii, poza żywym uświadomieniem im ich ograniczeń i ćwiczeniem w nich wszelkich cnót, miały za zadanie oczyszczenie ich do głębi. Jednakże te ogołocenia nie były dostateczne; apostołowie prześladowani i nękani różnymi cierpieniami, doszli do punktu uznania siebie «…śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich…» (1Kor. 4,13). W ciągu swojego życia Św. Paweł poddany został wszelkim próbom i jego ciało było bardzo osłabione przez chorobę: „…, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował…” (2Kor. 12,7). Paweł, po błaganiu Jezusa Chrystusa, by uwolnił go z jego ciągłych cierpień: «…Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci?... » (Rz.7,24), i w całej odpowiedzi słyszy nie bez twardości: „…« Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali »…” (2Kor.12,9).

Bóg Ojciec chce, aby każdy apostoł Ewangelii utożsamił się ze Swoim Jedynym Synem, który by uratować świat « …ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi,… » (Flp. 2,7). Faktycznie, tak jak Jezus uratował świat w bolesnym doświadczeniu oddania siebie Ojcu na Krzyżu, tak ci który ofiarowują się służbie apostolskiej muszą przeżyć tę samą tajemnicę bólu i śmierci: „Tak więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was – życie” (2Kor. 4,12). Ten fakt może być nauką i zachętą dla tych misjonarzy, którzy zaangażowani w nauczanie Ewangelii, kontynuują swoje wysiłki w ciemnej nocy ducha bez odczuwania najmniejszej pociechy ze strony Pana, którego z tak wielką gorliwością głoszą. Misjonarz, którego Pan czyni uczestnikiem Swojej pasji, może uczynić swoimi słowa św. Pawła: « …: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus…» (Ga. 2, 19-20). Jeżeli my chrześcijanie doświadczylibyśmy jaką cenę płaci się za świętość w Kościele, to docenilibyśmy o wiele bardziej « mirabili gesta » tych odważnych świadków wiary i ich przyznanie się do bezwarunkowej przynależności do Chrystusa i jego Świętego Kościoła.

Życie mistyczne jest oznaką Chrystusa w działaniu apostoła w taki sposób, że Chrystus nie tylko czyni go wspólnikiem Swojego planu zbawienia uniwersalnego, ale jeszcze bardziej łączy się z nim i działa poprzez niego. I to w tym szczególnym celu Bóg kontynuuje modelowanie apostoła na obraz Chrystusa, Apostoła Ojca przez doskonałość (Hbr. 3,1), by go uczynić użytecznym instrumentem do ocalenia wszystkich ludów. Apostoł musi koniecznie pozbyć się wszelakiej formy protagonizmu narcystycznego i wizji zbyt indywidualistycznych realizacji „swoich” planów duszpasterskich.

Oczyszczenie jest dziełem Ducha Świętego, zarówno poprzez intymną kontemplację, jak i akcję apostolską, która może być narażona na sprzeciw ludzi (Jn. 15,20), ale także na niezrozumienie i na choroby, niosąc w tym samym czasie obfite owoce zbawienia, które są zawdzięczane tylko samemu Bogu. Jezus Chrystus, posługując się apostołem dla zbawienia ludzkości, objawia się jako Dobry Pasterz do naśladowania i pewna Droga do przebycia, aż do końca bez żadnego wahania się.  

W życiu Św. Daniela Komboniego

Od początku swojego życia misyjnego (1857 r.), Komboni odczuwa intensywne i coraz głębsze wezwanie Boże ogołocenia samego siebie. On, jedyny pozostały przy życiu z licznej rodziny, myśląc o trudnej ofierze swoich rodziców, rozstania się z nim, pisze do proboszcza rodzinnej parafii: « Dwie duże trudności budzą we mnie strach i przeszkadzają mi w myśleniu o Misji, obydwie są bardzo ważne. Pierwsza to myśl o opuszczeniu moich rodziców, którzy na tej ziemi nie  mają innej pociechy, jak ich jedynego syna »[46]. Ale, trzymając się usilnie wiary, odnajduje on odwagę i proroctwo ucznia, który idzie za wzywającym głosem Mistrza: „Jestem męczennikiem miłości dla dusz najbardziej opuszczonych na świecie i wy zostańcie męczennikami dla miłości Bożej, ofiarując dla dobra dusz waszego jedynego syna. Odwagi moi kochani rodzice! »[47]. Komboni bardzo boleśnie przeżył to rozstanie, ale nigdy tego nie żałował, przeciwnie nie przestaje błogosławić i dziękować Panu: « Błogosławiony Pan, który mnie poprowadził drogą Krzyża »[48]. A następnie, w chwili bolesnej wiadomości o śmierci mamy, Komboni tak pisze do swojego ojca Luigiego, który pozostał sam w wielkim ale pustym domu w Limone nad jez. Garda: « Więc, mojej mamy już nie ma?...Nieubłagana śmierć przecięła nitkę życia mojej dobrej mamy ?... Więc pozostaliście sam samiuteńki, po tym jak byliście szczęśliwymi rodzicami waszych siedmiorga dzieci, pieszczonych i kochanych przez tą, którą Bóg wybrał by być wierną towarzyszką waszych dni?...Tak, według boskiego miłosierdzia tak już jest. Niech będzie wiecznie błogosławiony Bóg, który tak chciał: niech będzie błogosławiona jego ręka miłosierna, która nas nawiedziła na tej ziemi, na wygnaniu i we łzach »[49].

W ten sposób Bóg przygotowywał Komboniego do apostolstwa misyjnego w Afryce. Poprzez trudne wybory i przez ofiarę, oczyszczając go z przywiązań nawet tych najgłębszych i najprawdziwszych, Bóg tak go urabiał, aby jego zaangażowanie misyjne dla zapominanych ludów Afryki stało się Chrystusowym. Stojąc przed wymaganiami swojego powołania misyjnego ad Gentes, Komboni bardzo szybko zrozumiał[50], że musi zaczynać wszystko od nowa: musi odrodzić się (Jn. 3,3), stać się na nowo dzieckiem (Mt. 18,3) i w końcu, musi wyrzec się wszystkiego, nawet rodziców (Mt. 10,37; 16,24; Łk. 14,26; Jn. 12, 24-26). To misja ogołocenia samego siebie dla skromnej służby w przybliżeniu Królestwa Bożego ludziom. Z biegiem lat przekonania te przekształciły Komboniego czyniąc z niego „nowego człowieka”, zbudowanego na mocnej wierze. W tym wszystkim nie miał nic z samouwielbienia, ani z ognistej gorliwości trochę naiwnego i trochę integralnego neofity. Komboni wiedział z doświadczenia, że aby przyprowadzić ludy afrykańskie do Chrystusa potrzebna jest łaska Boża. Nawet jeśli Chrystus umarł przelewając własną krew dla zbawienia wszystkich ludzi na ziemi, to nie wszyscy są świadomi tej nadzwyczajnej rzeczywistości. I dlatego nawoływania proroków i Apostołów w dalszym ciągu nie przestają być aktualne: « Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli? » (Iz. 53,1). Apostołowie odczuwają głęboko brak przyjęcia Ewangelii przez dużą część ludzkości: « Ale nie wszyscy dali posłuch Ewangelii » (Rz.10,16) i właśnie dlatego uzasadnianie i obowiązek głoszenia Słowa są jeszcze większe, jeszcze bardziej silniejsze wszędzie i dla wszystkich. To z powodu tego duszpasterskiego uzasadniania, w Regułach Instytutu, Komboni zostawił w spadku najkosztowniejszy i najważniejszy nakaz dla pokoleń misjonarzy kombonianów, którzy przychodziliby po nim i którzy jak on, znaleźliby się, by walczyć na pierwszej linii frontu w głoszeniu Ewangelii: « Oni będą formować się do tego zasadniczego zadania, by zawsze mieć oczy zwrócone na Jezusa, kochając Go nieustannie, i starając się coraz bardziej zrozumieć co oznacza, że Bóg umarł na krzyżu dla ocalenia dusz »[51]. Te słowa przywołują inne, o wiele bardziej antyczne i autorytatywne, które pozostają w głębokiej harmonii między nimi: « Ten, kto chce naprawdę czcić Pasję Naszego Pana musi patrzeć oczyma serca Jezusa Ukrzyżowanego, w taki sposób, by rozpoznawać w swoim ciele jego własne ciało (…). Nikomu nie jest odmawiane Zwycięstwo Krzyża (…). Święta Krew Chrystusa wygasiła ogień szpady, który zagradzał wejście do Królestwa Życia »[52].

Owe przekonanie wypełniało jego serce, duszę, inteligencję, i stało się głębokim cierpieniem wewnętrznym: « Jeżeli chcesz opatrzyć ranę, On jest lekarzem. Kiedy jesteś rozpalony od gorączki, On jest źródłem. Kiedy niesprawiedliwość cię dręczy, On jest twoją sprawiedliwością. Kiedy potrzebujesz pomocy, On jest twoją siłą. Jeżeli boisz się śmierci, On jest Życiem, kiedy pragniesz Nieba, On jest drogą. Jeżeli uciekasz ciemności, On jest światłem, kiedy jesteś głodny, On jest pokarmem »[53]. Tak więc głębokie poczucie przynależności Komboniego do planu zbawienia zarezerwowanego przez Chrystusa dla Afrykańczyków, doprowadziło go do poświęcenia całego swojego życia dla tych, którzy byli w owym czasie uważani za najbiedniejszych pomiędzy biedakami, ponieważ byli pozbawieni jedynego bogactwa zdolnego zrobić z nich dziećmi bożymi; wiary. Podczas jego krótkiego, bo trwającego tylko pięćdziesiąt lat (1831-1881) życia, kilka promieni światła przedarło gęstość nocy jego duszy, ale to były tylko przejściowe promienie, krótkotrwałe, potem na nowo powracała dominująca noc, by wypróbować i wzmacniać wiarę Komboniego: «Zatrzymałem się na poważnej analizie samego siebie, czy pomimo moich słabości i mojej nicości, mogę jeszcze być naprawdę użyteczny do apostolstwa w Afryce, które bez wątpienia jest najbardziej trudnym, ciernistym na tej ziemi, albo przeciwnie czy mogę mu szkodzić; zwłaszcza, że teraz z powodu zmęczenia, wyrzeczeń, chorób, ciągłej gorączki, walk i wątpliwości przeżywanych podczas licznych lat, zwłaszcza w ostatnim czasie  strasznych klęsk i głodu, stałem się rzeczywiście bardziej wrażliwy na uderzenia przeciwnika i słabszy by dźwigać krzyż. Ale ponieważ zawsze trzeba mieć zaufanie jedynie w Bogu i jego łasce, a kto ufa tylko samemu sobie, ufa największemu osłowi tego świata, wiedząc że dzieła Boga rodzą się zawsze pod Kalwarią i muszą koniecznie być naznaczone godną pieczęcią uwielbienia jej Krzyża, pomyślałem, by się oddać się w ramiona Boskiej Opatrzności, miłosiernego źródła dla najnieszczęśliwszych, i opiekunki niewinności i sprawiedliwości; i w konsekwencji oddać się w ręce moich przełożonych, prawdziwych przedstawicieli Boga, i Wikariusza G. C ., i waszej Eminencji Kardynała Canossa V. E. i wszystkim jego zacnym poprzednikom w kierowaniu Św. Kongregacją, i z prośbą pomocy w moim świętym przedsięwzięciu »[54]. To nie jest odosobniony cytat z szerokiego spisu Dzieł Komboniego; jego refleksja trwa i posuwa się do przodu, ale zawsze w tym samym kierunku. Jego noc apostolska osiągnęła punkt kulminacyjny. Komboni jest przekonany, że to właśnie on-sam jest największą przeszkodą na drodze ewangelizacji ludności afrykańskiej, którą Pius IX powierzył jego gorliwości pasterskiej. I tak jak paradoksalnie kontemplacja nie jest już instrumentem oczyszczenia człowieka modlącego, to w taki sam sposób ideał apostolski staje się instrumentem oczyszczenia głosiciela Ewangelii: « Podczas mojego trudnego i męczącego przedsięwzięcia, więcej niż sto razy miałem wrażenie opuszczenia przez Boga, Papieża, Przełożonych i wszystkich ludzi (…). Widząc siebie tak opuszczonego i zrozpaczonego, miałem sto razy wielką pokusę (…) zostawienia wszystkiego, i oddania mojego dzieła w ręce Propagandy, czyniąc się skromnym sługą Stolicy Apostolskiej albo Kard. Prefekta, lub jakiegoś biskupa. Ale to co pozwoliło mi trwać w moim powołaniu (…), to co dodawało mi odwagi, aby pozostać na posterunku aż do śmierci, albo nowych instrukcji Stolicy Apostolskiej, to głębokie przekonanie o moim Powołaniu, to ciągłe i toties quoties ponieważ O. Marani powiedział mi 9 sierpnia 1857, po dojrzałym przeegzaminowaniu: « twoje powołanie dla misji w Afryce, jest jednym z bardziej oczywistych jakie kiedykolwiek spotkałem »[55]. Jeżeli to prawda, że słowa odkrywają serce człowieka[56], to ten list ukazuje nam niezwykłą samotność i rozpacz człowieka, który doświadczył opuszczenia przez Boga, ludzi, przez wszystkich. I tak Komboni czuje się jakby zanurzony w cierpiącej miłości i kochającym bólu. Jeszcze raz Św. Paweł motywuje Komboniego siłą wiary, by żyć w tej trudnej, wyglądającej na beznadziejną sytuacji: « Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. (…) Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi » (Rz. 8,18.28-30). To, co jest zadziwiające w tym momencie życia Komboniego, to wymiar porzucenia, samotności i rozpaczy, który osiągnął swój punkt kulminacyjny, gdzie nie ma więcej miejsca na inne próby i rozgoryczenia: miara się przebrała. Ale serce kochanków jest zawsze pełne nowych zasobów i nigdy nie przestaje nas zdumiewać swą zdolnością do kolejnej miłości. «Jestem zbyt nieszczęśliwy. Jezus pomoże mi bez wątpienia i Dziewica Niepokalana, i Święty Józef będą mi pomocą: dziękuję Jezu za krzyże; moje życie jest oceanem cierpień, otrzymanych od tego, który jest dobry i kocha mnie. Mojego Boga! drogiego nieba (…). Lecz mam serce skamieniałe. Ale Afryka będzie nawrócona, (…) i Jezus pomoże mi dźwigać krzyż. (…). Ale jesteśmy gotowi na Krzyże, (…) niech się modli za mnie, człowieka najbardziej przygnębionego i zniechęconego na tym świecie, (…). Niech żyje Jezus! »[57]. Misja nie może się zrealizować, kiedy jesteśmy silni i pewni siebie, ale tylko wtedy gdy jesteśmy słabi, zdezorientowani, niezdolni aby iść do przodu: „ Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2Kor. 12, 10). Komboni stał się apostołem i misjonarzem z powodu śmierci, którą żył każdego dnia (cf. 1Kor. 15,31; 2Kor. 12,10). Akceptując również zejście w przepaść Kenosis był przekonany, że im bardziej bolesna jest jego noc apostolska, tym bliższy jest poranek jego zmartwychwstania. Krzyż i zmartwychwstanie nie są równoważne. Zmartwychwstanie góruje i druzgocze krzyż na zawsze. Zmartwychwstanie jest ostatnim słowem Bożym na upokorzenie swojego jedynego Syna.

Tematem centralnym przesłania misyjnego jest Zmartwychwstanie Chrystusa; oznacza to, że Kościół powołany jest do życia poprzez Zmartwychwstanie, „hic et nunc”, i jest również powołany do bycia znakiem, który przeciwstawia się do siłom zniszczenia, nienawiści, egoizmu i obojętności współczesnej społeczności.

Zakończenie

Mistycy chrześcijańscy nie otrzymali przywileju męczeństwa, ale naśladowali we wszystkim i z bardzo bliska Pasję Pana. Jezus Chrystus jest jedynym wzorem kontemplacji, jak również misji. To stanowi fundamentalne znaczenie i szczególny charakter mistyki chrześcijańskiej, która się odgranicza od mistyk innych wielkich religii ludzkości, czyniąc ją jedyną i niepowtarzalną.

W rzeczywistości, szlaki mistyczne podkreślają wielorakość, całkowitość, ale również wielką rozmaitość charyzmatów, darów Ducha Świętego dla poszczególnych osób, dla budowy Świętego Ludu Bożego. Te dary tak bogate i tak różne, służą do podpory łask jeszcze większych i bardziej wzniosłych. Ideałem życia mistycznego jest osiągnięcie zmieniającej się jedności z Bogiem przy pomocy życia w kontemplacji, agape i skromnej diakonia biednym, autentycznej epifania Chrystusa na ziemi, dlatego że: „ będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2Kor. 8,9).

Sami mistycy są upoważnieni przez Ducha Świętego, by wprowadzać nas w to  « secretum », czy też w « absconditum » i w « intus »[58], który ośmieliliśmy się złamać w synowskim zaufaniu w Bogu, naszym Ojcu, który żyje w sekrecie (cf. Mt. 6,6). Już od teraz możliwe jest nadprzyrodzone przeczuwanie radości, widzenie niewidzialnego, słyszenie niedostrzegalnego szmeru Boga, który do nas mówi, ale tylko sami mistycy widzą niewidzialne, które odróżnia się od wszelkiej rzeczywistości stworzonej przez swoją zdolność całkowitego nasycenia zaniepokojonego i udręczonego serca człowieka. Tylko oni sami dostrzegają słaby głos Boga, który już więcej nie słucha zgiełku i gadaniny naszych pustych wywodów, ani naszych monotonnych i wyrachowanych modlitw: «… dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to co niewidzialne. To bowiem co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie » (2Kor. 4,18).

 

MODLITWA

Panie, światła się nie oszczędza, daje się je by rozjaśnić, rozgrzać i uzdrowić

tych, którzy są chorzy na noc, na brak miłości i na uległość ciemnościom

Ty nie oszczędzasz się ale dajesz się i udzielasz.

Gdziekolwiek jest światłość, tam jest uzdrowienie, uwolnienie i wiele innych

znaków dających świadectwo światłu.

Panie, daj twojemu Kościołowi, był żył ciągłą radością i zapałem misyjnym,

Aby głoszonej Ewangelii towarzyszyły znaki,

I aby w pełni dana jej była moc uzdrawiania swoich dzieci.

O Panie, pozwól, aby moja noc nie była ciemna, cała utkana z czerni:

Ale jeżeli ty w niej zamieszkasz, dasz mi również oczy zdolne do rozpoznania w ciemności,

radosną  światłość twojej twarzy Ojca.

AMEN

 


[1] To komentarz sześciu dni stworzenia (Rdz. 1, 1-26) w formie kazania zebranego w sześciu księgach Św. BAZYLEGO WIELKIEGO (329-379).

[2]Ja jestem drogą i prawdą i życiem” (Jn. 14,6).

[3]Lecz pewien faryzeusz, imieniem Gamaliel, uczony w Prawie i poważany przez cały lud,…” (Dz. 5,34; 22,3).

[4]Powiedziałem w swym przygnębieniu: ‘Każdy człowiek kłamie’” (Ps. 116,11); „Strumienie łez płyną z mych oczu, bo nie zachowano Twojego Prawa” (Ps. 119, 136).

[5] Św. TERESA OD JEZUSA, Twierdza wewnętrzna, V, 2, 4-6, Dzieła, Paoline, Mediolan 1998, ss. 932-933.

[6] Chrześcijanin jest rozdarty między miłością do siebie a tą do Boga (1Kor. 7,32-34). „W dniu w którym się uwolniłem od samego siebie, zacząłem smakować modlitwę” (S. ALFONS RODRIGUEZ, Traite de l’union et de la transformation de l’ame en Jesus Christ, Desclee de Brower, Paris 1899, p. 57).

[7] Św. JAN OD KRZYŻA, Wyznania, 1 Droga na Górę Karmel, 4, 1, Dzieła wszystkie, S. Paulo, Mediolan 2001, s. 161.

[8] Ibidem, s. 329.

[9] „ (…) stworzyłeś nas dla siebie, i nasze serce nie ma miejsca dopóki nie spocznie w tobie” (ŚW. AUGUSTYN, Wyznania, I, 1).

[10] 10 Sierpień, Nieszpory Św. Lorenca, Antyfona do Magnificat.

[11]Kiedy grzeszymy musimy czuć przykrość, ponieważ grzechy sprawiają przykrość Bogu. I dlatego że zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy bez grzechu, przynajmniej w tym jeśmy podobni do Boga, że odczuwamy tą samą przykrość co Bóg. W pewnym sensie jesteś w jedności z wolą Bożą, bo jest ci przykro z powodu tego wszystkiego co twój Stwórca nienawidzi”. (Św. AUGUSTYN, Dyscorsi, 19, 3; w C.C.L. 41, 254).

[12] Św. JAN OD KRZYŻA, 1 Droga na Górę Karmel, op. cit., 12, 2-3,5, ss. 185-186.

[13] Św. AUGUSTYN, De Trinitate, XIV, 8.

[14] 22 Lipiec, Św. Maria Magdalena, Jutrznia, II antyfona.

[15] Św. JAN OD KRZYŻA, 2 Noc ciemna, II, 1, 1, Dzieła wszystkie, ss. 445-446.

[16] Ibidem, Żywy płomień miłości, „B”, strofa 4, 17, op. cit., s. 857.

[17] Ibidem, 2 Noc ciemna, III, 3, op. cit., s. 449.

[18] Pastor i niemiecki teolog ewangelicki, jeden z protagonistów ruchu oporu przeciw Nazistom. Urodzony we Wrocławiu 4 lutego 1906; zmarł w obozie koncentracyjnym we Flossenburgu, Bawaria, 9 kwietnia 1945 r.

[19] Św. JAN OD KRZYŻA, Żywy płomień miłości „B”, strofa 2, 27, op. cit., s. 799.

[20] Ibidem, 1 Noc ciemna, 9, 4, op. cit., s. 428. Tutaj mówi się o znakach rozpoznających jałowość wynikającą z biernego oczyszczenia, owa jałowość jest owocem obojętności.

[21] Ibidem., 2 Droga na Górę Karmel, 9, 1, op. cit., ss. 216-217.

[22] « …, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem » (Iz. 58,10). «sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie, a noc jak dzień zajaśnieje: <mrok jest dla Ciebie jak światło>» (Ps.139,12).

[23] Św. IGNACY Z ANTIOCHII, Ad Romanos, 8, 2.

[24] Św. PAWEŁ OD KRZYŻA, Śmierć mistyczna, w Listach, Rzym 1977, vol. 5; na temat cf. C. BROVETTO, Wstęp do duchowości Św. Pawła od Krzyża. Śmierć mistyczna i boskie narodzenie, Teramo 1955.

[25] List do Bp. Ferdynanda Perier, Arcybiskupa Kalkuty, styczeń 1947. W podobny sposób Jezus zwraca się do Bł. Angeli z Foligno (1248-1309) i Św. Gemmy Galgani (1878-1903) i nie tylko do tych dwóch.

[26] Ibidem, 1956.

[27] Św. GAETA, Wiara spotyka się z „ciemną nocą” w Sekrecie Matki Teresy, Piemme, Casale Monferrato (AL.) 2002.

[28] Ibidem, „Mother Theresa Come be my light. The private writings of the ‘Saint of Calcutta’” wydanych z komentarzem B. KOŁODZIEJCZUKA, Double Day books, New York 2007; w tej książce zostało opublikowanych 60 listów zaadresowanych do kierowników duchowych i spowiedników Matki Teresy, (np. O. M. Van Peet, O. J. Neuner, ecc…).

[29] Benedykt XVI, Odpowiedzi dla młodych obecnych na czuwaniu modlitewnym, sobota 1 wrzesień 2007; druga odpowiedź Papieża dla Sary (cfr. www.zenit.org/article-11758?1=italian – 18k).

[30] Cf. Według B. PASCALA, Bóg często ukrywa się przed człowiekiem (Deus absconditus): albo człowiek zanurzony w grzechu nie może Go zobaczyć, lub też chce poniżyć ludzką inteligencję, która odkrywając Boga stałaby się dumną.

[31] List do swojego kierownika duchowego O. M. Van der Peet, wrzesień 1979.

[32] Prośba skierowana do Jezusa, według rady pewnego spowiednika; bez daty.

[33] JAN PAWEŁ II, Novo millennio ineunte, 6 styczeń 2001, 27.

[34] Prośba skierowana do Jezusa, według rady pewnego spowiednika; bez daty.

[35] Teresa z Kalkuty powinna być ogłoszona „patronką niewierzących”, którzy mimo braku wiary szukają Boga (cf. Pwt. 28,29; Iz. 59,10; So. 1,17; Dz. 17,27). Słowo ‘ateista’ ma podwójne znaczenie; aktywne i bierne, czyli wyrzeczenie się Boga, ale również bycie odrzuconym przez Niego. Pierwsze to ateizm świadomy, a drugie to ateizm pokutny.

[36] Definicja według M. WADDING, w Practica de la teologia mistica, Puebla (Mexico) 1681, 1° edycja.

[37] Cf. J. LEBRETON, Tu solus Sanctus. Jesus Christ vivant dans les Saints. Etudes de theologie mystique, Beauchesne et ses fils, Paris, 1949, ss. 171-205; 215-235.

[38] Do Świętych Doktorów: Teresy od Jezusa, Jana od Krzyża należy dołączyć Teresę od Dzieciątka Jezus i Świętego Wizerunku, ogłoszoną Doktorem Kościoła przez Jana Pawła II dokładnie 10 lat temu: 19 października 1997 r., [cf. Mała droga, w 30 giorni, n° 7/8 (Lipiec-Sierpień 2007), 43-58].

[39] Ur. w 1586 r. w Waterford (Irlandia), syn Tomasza i Marii Walsh. Osierocony, został wysłany na studia, najpierw do szkoły irlandzkiej w Lizbonie (1605-1607), później do „Real Colegio de San Patricio de Nobles Irlandeses” w Salamance (1607-1609). W 1609 r. wstępuje do Nowicjatu Jezuitów w Villagarcia, gdzie poznaje słynnego teologa Franciszka Suarez (1548-1617). W 1609 r. wyjeżdża do Meksyku, gdzie przyjmuje imię Miguel Godinez, pod którym jest znany aż do dzisiejszego dnia. W 1611 r. składa swoje śluby czasowe. W 1616 r. zgłasza się jako wolontariusz na Misje w Japonii. Od 1618 r. do 1626 r. pracuje wśród plemion Sinaloa, Tepehuan (jedno z plemion Mayos, które żyje w północno-zachodnim Meksyku). Oddaje się również pracy wśród Conicaris, Basiroas i Tahatas. Później wśród Hios (plemie Chinapas), a następnie Huvagueros i Tehuisos. W 1626 r. składa śluby wieczyste. Ostatnie 18 lat swojego życia oddaje pracy jako formator w niższych seminariach: Ciudad w Meksyku, Puebla i Guatemali. Umiera na końcu 1644 r. Odznaczał się głęboką znajomością uniosłych stanów i mądrością w kierownictwie duchowym. Jego dzieło „Practica de la teologia mistica” zostało opublikowane 40 lat po śmierci (1681 r.) i miało 13 edycji w 3 językach: hiszpańskim, włoskim i łacińskim. Poza Hiszpanią dzieło to rozpowszechnione było przez O. M. Ignacego la Reguera (2 voll. w fol. Rzym 1740-1745) (Cf. L.M. MENDIZABAL, Godinez Michel,w Dictionnaire de Spiritualite, Beauchesne, Paris 1966, fsc. XLI, coll. 565-570).

[40] Zobacz podobieństwa Pawłowe w 2Kor. 11,23-27; Dz. 14,19.

[41] Praxis theologiae mysticae, tłum. Przez H. WATRIGANT, 1921, s. 81. „ Twierdzę, że z trudem można znaleźć kogoś kontemplatywnego, pełnego radości, bez wcześniejszego doświadczenia okresu rozpaczy; jeżeli kontemplacja przychodzi bez tego etapu rozpaczy, będzie wyjątkiem od reguły albo co najwyżej krótkotrwałą kontemplacją” (ibid., s. 91).

[42] W 1681, Alfons de Cuevas y Davralos, Arcybiskup Meksyku, aby otrzymać imprimatur 1° edycji książki M. Wadding, zaświadcza, że jego życie było we wszystkim zgodne ze jego pismami.

[43] Cf. E. J. BURRUS, Michael Wadding. Mistic and missionary (1586-16440), w The month, new series, t. 11, n. 1, 1954, ss. 339-353.

[44] M. WADDING, Practice of Mystical Theology, tom 3, rdz. VII. Tutaj znajduje się najbardziej kompletny opis jego pracy misyjnej, w którym przedstawione są różne wyrzeczenia i trudności misjonarzy Jezuitów w Meksyku w XVII wieku.

[45] „A man of penetrating intellect and sound judgment, reliant upon God’s help, a doer of unselfish deeds, a man of union with God and of solid learning, one who strives through every form of apostolate to bring men to see and do good, prudent, seeking the common good to the point of sacrificing self, courteous and courageous, patient and self-controlled, inspiring others by his example rather that trying to persuade them by words or threats” (Practice of Mystical Theology, tom. 3, rdz. IX-X). Tak Wadding opisuje przełożonych, ten opis jest również opisem samego siebie.

[46] D. KOMBONI, List do ks. Piotra Grana, Verona 4 lipiec 1857 r., w Gli scritti (zbiór listów i pism), Roma 1991, s. 6.

[47] Ibidem., List do swojego ojca, plemienie Kich (Sudan), 5marzec 1858 r., op. cit., s. 65.

[48] Ibidem., List do swojego ojca, Korosco (Sudan), 9 grudzień 1857 r., op. cit., s. 55.

[49] Ibidem., List do swojego ojca, plemienie Kich (Sudan), 20 listopad 1858 r., op. cit., s. 114.

[50] 6 stycznia 1849 r., klęcząc u stóp swojego Przełożonego, ks. Mikołaja Mazza, Komboni przysięga wierność ideałowi misyjnemu.

[51] D. KOMBONI, Reguły dla Instytutu Misyjnego dla Nigrizii (Afryki), 1871 r., op.cit., s. 835.

[52] Św. Leon MAGNO, Mowy,w P.L., 54, 366.

[53] Św. AMBROŻY, De virginitate, XVI, 99-106, w P.L., 16, 291-293.

[54] D.KOMBONI, List do Kard. Jana Simeoni, Verona, 27 sierpień 1880 r., op. cit., s. 1712.

[55] Ibidem, List do O. Józefa Sembianti, El-Obeid (Sudan), 16 lipiec 1881 r., op. cit., s. 1957.

[56]Przecież z obfitości serca usta mówią” (Mt. 12, 34); „…a sprawdzianem człowieka jest jego wypowiedź” (Syr. 27, 5).

[57] D. KOMBONI, List do Józefa Sembianti, 24 czerwiec 1881 r., op. cit., 1931.

[58]Ambulare cum Deo intus”, (De lætitia bonæ conscientiæ, w De imitatione Christi, ks. II, rdz. 6, § 4).

P. Furioli Antonio mccj